Nie wiem jak to się stało. Nawet nie wiem, w którym momencie po czasach licealnych spojrzeliśmy na siebie inaczej. Po 3 miesiącach krążenia wokół siebie Pan K zapytał, czy go kocham. Uuuu... pamiętam to jak dzisiaj. Powiedziałam, że jeszcze nie, ale chyba jestem na dobrej drodze do tego :) Jesień była dla nas magiczna. Po dwóch latach również jesienią Pan K mi się oświadczył. Po kolejnych dwóch latach jesienią powiedzieliśmy sobie sakramentalne "TAK". A po kolejnych dwóch latach jesienią usłyszeliśmy na porodówce płacz Małego K.
Mój Pan K był dla mnie zawsze ogromnym wsparciem. Mimo, że każde z nas ma rodzinę, z kórej się wywodzi to tak naprawdę od kiedy jesteśmy razem to tak jakbyśmy byli tylko MY. Mamy tylko siebie (i Małego K.). Jest przede wszystkim moim przyjacielem, bo od czego zaczyna się miłość jeżeli nie od przyjaźni? Z kim mielibyśmy się połączyć jeżeli nie z najlepszym przyjacielem? Z człowiekiem, który nas zrozumie, nasze dążenia, nasze cele? Taki jest mój Pan K. To on daje mi siłę. To jego uśmiech budzi mnie do życia. To poczucie, że mam go obok.
Tak. Kocham Pana K za to, że jest... za to, że jest jaki jest ...
Pani K.
cudowne <3
OdpowiedzUsuńA Pan K. pewnie pęka z dumy :)