środa, 28 października 2015

Tykocińska niedziela

Wolna niedziela! WOW! Dzień na który naprawdę czekamy. Obydwoje rodziców w domu. Nie dotykamy laptopa. Cieszymy się sobą. Bawimy, czytamy. Po obiedzie zapadła decyzja o spacerze. Oj, dawno nie byliśmy na spacerze. Sami wiecie jaka ostatnio była pogoda. Zimno, deszcz. Nic ciekawego. Co prawda niedziela również nie rozpieszczała nas słoneczkiem, ale jednak. Wybierając się na spacer postanowiliśmy również odwiedzić jedną z tykocińskich restauracji - "Alumnat". Pierwszy raz byliśmy tam w maju. A konkretnie w weekend majowy i wówczas kelner powiedział "piwo mogę podać odrazu, ale jedzenie .... za półtorej godziny". Cóż, ówczesna wizyta bardzo zniechęciła nas do ponownego odwiedzenia lokalu (na mojej twarzy rysuje się mały uśmiech). Tylko dlatego, że to tykocińska restauracja to postanowiliśmy dać jej drugą szansę. Mieliśmy zamówić tylko herbatkę na rozgrzanie oraz piwo. Nasze zamówienie wzrosło, kiedy dowiedzieliśmy się, że płatność kartą od 30zł (taki wymóg to rzadkość). Ostatecznie zamówiliśmy herbatkę, piwo, sernik oraz ser koryciński.

Weekend nad morzem: Dzień 2

Od czego trzeba zacząć dzień? Od dobrego śniadania. Powiem Wam szczerze, że wcześniej szukając hotelu wybierałam tylko opcję bez śniadania, gdyż już przy okazji śniadania chciałam wypróbować kuchnię jednej z restauracji. Wybór padł na "Pobite Gary". Gdy tylko o 9:20 podjechaliśmy pod restaurację to wiedziałam, że wybór był właściwy, gdyż w restauracji było trochę osób. A dodam tylko, iż w momencie gdy opuszczaliśmy lokal po 10 to był tylko jeden wolny stolik.
Ale zacznijmy od początku. Karta...

poniedziałek, 12 października 2015

Weekend nad morzem: Dzień 1

Dawno nas tu nie było, a to dlatego, że nie jesteśmy zwolennikami postów "zapychaczy". Jeżeli nie mamy o czym pisać to po prostu nie piszemy. Aczkolwiek dzisiaj mamy dla Was relację z naszego weekendowego wyjazdu nad morze. Niektóre odwiedzone miejsca były zaplanowane a niektóre to całkowity spontan. W wyprawie nie uczestniczył Kornel, bo wiecie ... to był wyjazd tylko mamy i taty.

Do Gdańska mamy jakieś 370km. Wyruszyliśmy o 6 i o 11 byliśmy już na miejscu. Ale... co jest najfajniesze w podróży samochodem? To, że można odwiedzić miejsca przez które przejeżdżamy. Tak właśnie było z naszym mroźnym biegiem na zamek w Nidzicy. Oczywiście tłumaczę mojemu cudownemu mężowi, że wejście jest z prawej strony, "nie nie, chodź tu przejdziemy przez park, kawałeczek pod górkę i jesteśmy na miejscu". O zgrozo! Po co wejść po schodach jak cywilizowany człowiek, lepiej wspinać się po schodach jak małpeczka :)