środa, 28 października 2015

Weekend nad morzem: Dzień 2

Od czego trzeba zacząć dzień? Od dobrego śniadania. Powiem Wam szczerze, że wcześniej szukając hotelu wybierałam tylko opcję bez śniadania, gdyż już przy okazji śniadania chciałam wypróbować kuchnię jednej z restauracji. Wybór padł na "Pobite Gary". Gdy tylko o 9:20 podjechaliśmy pod restaurację to wiedziałam, że wybór był właściwy, gdyż w restauracji było trochę osób. A dodam tylko, iż w momencie gdy opuszczaliśmy lokal po 10 to był tylko jeden wolny stolik.
Ale zacznijmy od początku. Karta...




Karta jest taka jaką lubię. Zwięzła i na temat :) Nie lubię na siłę wypełnionego, długiego menu. My na śniadanie zdecydowaliśmy się na: benedykty, jajecznicę na maśle oraz kiełbaski białe. Dodatkowo do każdego śniadania kawa bądź herbata za 3zł (naprawdę spooora filiżanka). Ceny bardzo przystępne jak za tak duże porcje.


Benedykty z szynką były podane wraz z sosem holenderskim oraz mixem sałat. Wszystko idealnine, w punkt przyrządzone. Naprawdę polecam. Dodam tylko, że lokal posiada kuchnię otwartą, więc możecie zerknąć jak Wasza potrawa jest przygotowywana. Wszystko to robi bardzo pozytywne wrażanie. Dodatkowo miła obsługa.

Po śniadaniu ruszyliśmy na obowiązkowy spacer po sopockim molo.





Rejs "Piratem"... Obydwoje uznaliśmy to za jedyną porażkę tego wyjazdu. Bilet w wysokości 30zł a ów 30-minutowy rejs wybrzeżem to wypłynięcie statku na otwarte może, zawrotka i przybicie do mola. Oczywiście wszystko żółwim tempem. Totalna porażka. Proszę, nie wydawajcie na to pieniędzy.






Z molo ruszyliśmy w miasto. Spacerowaliśmy główną ulicą odchodzącą od molo. Odwiedzieliśmy cukiernię, zjedliśmy pyszne ciepłe pączki i zawróciliśmy. W Sopocie poza molo nie odnaleźliśmy większych atrakcji, aby zabawić tam nieco dłużej. Cóż...


Powrót do Gdańska i ostatni spacer ...




Żegnamy się Drogie Trójmiasto i mam nadzieję... do zobaczenia.

Kasia
Kamil

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz